„Ziarno prawdy” Zygmunt Miłoszewski
W końcu trafiłam na dobrą, polską powieść kryminalną. Bardzo dobrą. Dopiero po przeczytaniu dowiedziałam się, że jest to druga część trylogii, ale jak widać zachowanie kolejności nie jest konieczne.
Bohaterem jest prokurator Teodor Szacki, który niedawno przeprowadził się do Sandomierza z Warszawy. Po rozczarowaniu błahymi sprawami, jakie przyszło mu prowadzić, trafia w końcu na prawdziwą zbrodnię – w pobliżu synagogi znalezione zostają zwłoki Elżbiety Budnik – miejscowej działaczki społecznej, powszechnie lubianej i szanowanej. Podejrzenia padają na męża, lecz i on wkrótce zostaje znaleziony martwy. Wszystkie elementy zbrodni – starannie, teatralnie zaaranżowanych – nawiązują do rytualnych mordów. Prokurator Szacki musi sięgnąć do czasów II wojny światowej, aby w przekazywanych od lat legendach i opowieściach znaleźć ziarno prawdy…
Miłoszewski na miejsce akcji wybiera Sandomierz. Głównym wątkiem w zbrodni jest historia stosunków polsko-żydowskich w tym regionie. Autor wykazuje się ogromną wiedzą, znajomością kultur, zwyczajów i animozji między społeczeństwem polskim i żydowskim. Fabuła jest mocno osadzona w czasie i przestrzeni, przesiąknięta współczesnymi wydarzeniami. Rozwiązanie wprawia w absolutne osłupienie. Jest mistrzowskie.
Świetny jest też język – mocny, dosadny, z lekką ironią i dystansem opisujący naszą polską mentalność.
Z obejrzeniem ekranizacji poczekałam do końca lektury. Cóż, szału nie ma, film dobry, ale nie oddaje klimatu, jaki stworzył Miłoszewski. W osłupienie wprawiły mnie jedynie odstępstwa od oryginału, więc zdecydowanie bardziej polecam powieść.
You must be logged in to post a comment.