6 lipca 2017 - Zygmunt Miłoszewski   

„Uwikłanie” Zygmunt Miłoszewski

Zachwyciłam się „Ziarnem prawdy” po czym zupełnie zapomniałam o Miłoszewskim. Powróciłam do jego powieści i do prokuratora Szackiego i to z czasów warszawskich, gdy jeszcze wiódł życie prawie przykładnego męża.

Sprawa, którą prokurator się zajmuje, dotyczy zabójstwa jednego z członków grupy terapeutycznej, która odbywała kilkudniową sesję w pomieszczeniach klasztornych. Sceneria wymarzona do morderstwa, a i motywów z uwagi na nietypowy rodzaj terapii, pobudzający w uczestnikach skrajne emocje, aż nadto. Ale czy można kogoś skłonić do popełnienia zbrodni przez oddziaływanie na psychikę?
Tak, jak „Ziarno prawdy” było pełne historii i legend dotyczących Żydów, tak „Uwikłanie” pełne jest zagadnień z zakresu psychologii, psychiatrii i terapii ustawień. Intryga sięga aż do czasów PRL i SB, a prokurator Szacki, próbując ją rozwikłać przekona się, że czasy słusznie minione wcale nie przeminęły bez śladu i wciąż istnieją ludzie, którzy dla zatuszowania spraw z lat ’80 nie cofną się przed niczym…
„Uwikłanie” to mocny kryminał. Podobnie jak „Ziarno prawdy” jest misternie skonstruowany, dopracowany w najmniejszym szczególe. Zakończenie, w którym Szacki zbiera wszystkich świadków i podejrzanych na miejscu zdarzenia, aby wyjaśnić swoją teorię i wyłonić winnego przypomina Agathę Christie w najlepszym wydaniu. Samo rozwiązanie jest mistrzowskie. Polecam.
Nie polecam natomiast ekranizacji, ponieważ każdy, kto przeczytał powieść będzie nie tyle rozczarowany, co zażenowany i zniesmaczony. Prokurator Szacki w filmie ma na imię Agata i romansuje z komisarzem Smolarem. Scenariusz w ogóle nie uwzględnia pełnego rozwiązania zagadki, a całość to gniot nie do przełknięcia. Absolutnie nikt, kto zna książkę nie powinien tego oglądać. Współczuję Miłoszewskiemu, ponieważ z cudownego, skomplikowanego kryminału nie zostało nic.