I tak oto zakończyła się historia Hailie Monet.
Od momentu, gdy jako piętnastolatka znalazła się w wielkim, luksusowym domu w Pensylwanii przebyła długą drogę. Była kilkukrotnie porywana, szantażowana, została także pchnięta nożem. Los nie szczędził także jej braci, jednak koniec końców wszyscy mogli być z nią, gdy stanęła na ślubnym kobiercu. Powiedzieć, że wątek romantyczny jest w tej powieści przewidywalny, to jak nic nie powiedzieć. Hailie próbowała co prawda, jak normalna nastolatka mieć chłopaka, jednak było to z góry skazane na klęskę. Związek z Santanem nic szczególnego do fabuły nie wniósł, więc autorka zadbała o inne atrakcje – jak zwykle, jesteśmy raczeni scenami niczym z filmów akcji, ze skokiem z helikoptera do oceanu włącznie. Czytelnik zatem, z odpowiednim przymrużeniem oka, nie będzie się nudzić.
Według mnie największą wadą jest to, że mityczna Organizacja pozostała enigmatyczną grupą obrzydliwie bogatych ludzi. Autorka nie postarała się stworzyć żadnej szczegółowej charakterystyki, natomiast pod koniec powieści okazuje się, że w razie czego tą potężną hydrą mogą kręcić dwie zupełnie nieznające tematu dziewczyny, a Hailie może nawet przerobić ją na fundację charytatywną. To się nieco nie trzyma kupy, podobnie jak niektóre wyrażenia i zwroty, zważywszy, że bohaterowie są anglojęzyczni. Jednak pomijając drobnostki, takie jak to, że nie da się użyć wołacza w języku angielskim, Rodzina Monet jest całkiem ciekawym cyklem, który przyjemnie się czyta. Czy poleciłabym go dziewczynkom w wieku 12-15 lat? Raczej nie. Dla rozrywki można czytać.
You must be logged in to post a comment.