20 kwietnia 2021 - Remigiusz Mróz   

„Osiedle RZNiW” Remigiusz Mróz

Remigiusz Mróz w literaturze pojawił się znienacka, niczym kolorowy fajerwerk ku uciesze tłumu. I tłum rzucił się go czytać, bo czyta się szybko i przyjemnie. Jest trochę jak Zenek Martyniuk literatury – wszyscy go znają, wielu się zachwyca, a on wie, co się dobrze sprzeda. Zniesmaczył mnie niezdarny powrót do komisarza Forsta – po naprawdę dobrym zamknięciu pentalogii (która miała być trylogią), dopisywanie kolejnej części jest jak dobijanie się do domu gospodarzy kilka godzin po zakończeniu epickiej imprezy z żądaniem wznowienia balangi. Znudziła mnie przeciągana w nieskończoność niczym brazylijska telenowela Chyłka. A teraz nadszedł czas na pojedynczą, zamkniętą (miejmy nadzieję) całość – a to u Mroza rzadkość.

Czasowo „Osiedle…” osadzone jest w początkach obecnego tysiąclecia, na typowym polskim blokowisku w nieokreślonym mieście. Deso, miłośnik hip-hopu, wagarów i wszelkiego rodzaju używek postanawia odkryć, co stało się z jego koleżanką z klasy Izą. Iza zaginęła, a ostatnim kontaktem, jaki próbowała nawiązać był SMS, wysłany właśnie do Desa. Chłopak zaczyna poszukiwania wspólnie z przyjaciółką Izy, Wiką – wzorową uczennicą, miłośniczką muzyki klasycznej i geografii. Trudno o bardziej niedobraną parę, jednak ich amatorskie śledztwo posuwa się w brawurowym tempie, a już wkrótce okazuje się, że zniknięcie Izy to najmniejszy problem w tej skomplikowanej i niebezpiecznej sprawie.

„Osiedle RZNiW” – twierdzi autor – rodziło się w jego umyśle od niemal dekady. Dawało to nadzieję, że będzie to powieść spójna fabularnie, gdzie każdy rozpoczęty wątek zostanie doprowadzony do końca. Niestety, chociaż ogólny zamysł składa się w jakąś całość, pozostaje masa wątpliwości i niewyjaśnionych kwestii.

Nieco żałosne są próby pisania blokerskim slangiem, przeplatanym z nienaganną polszczyzną, gdy narrację przejmuje Wika. Jednak czyta się szybko, z pewnym sentymentem wspominając czasy własnej młodości – i o ile człowiek nie zacznie się zbyt mocno zastanawiać i doszukiwać sensu, można uznać „Osiedle…” za dobrą powieść.