Przejdź do treści

„O krok za daleko” Harlan Coben

Tytuł oryginału to „Run away” – uciekaj. To właśnie robi Paige, która z pięknej, pełnej życia studentki zmieniła się w wychudzoną narkomankę. Jej ojciec, Simon, próbuje zrobić wszystko, aby wyrwać ją z toksycznego związku z Aaronem i sprowadzić do domu. Po kłótni w Central Parku Paige znów ucieka, a niebawem okazuje się, że Aaron został zamordowany. Teraz Simon ma więcej powodów, by odnaleźć córkę – zwłaszcza, że w trakcie poszukiwań jego żona zostaje postrzelona. Wydawałoby się, że finansista będzie bezbronny w świecie dealerów narkotykowych, jednak Simon udowadnia, jak wiele jest w stanie zrobić, by uratować swoje dziecko.

Harlan Coben jest mistrzem budowania napięcia. Mimo, że pisze kilkusetstronicowe powieści, jest w nich ciągła, dynamiczna akcja, niepozbawiona jednak krótkich dygresji, obserwacji rzeczywistości i celnych spostrzeżeń na jej temat. Nie zaburza to jednak głównego nurtu wydarzeń.

Ostatnio Coben mniej zaskakuje – część zagadek wyjaśnia się już w zasadzie w połowie powieści, ale jeśli czytelnikowi wydaje się, że wie już wszystko – nic bardziej mylnego. Zakończenie – co też charakterystyczne dla autora – nie jest typowym happy endem. Coben nigdy nie kończy swoich powieści hasłem ”i żyli długo i szczęśliwie”.

Rezygnując z wręcz kultowej obsady (Myron, Win, Esperanza), Coben nie zapomina o innych bohaterach. W powieści pojawia się Hester Crimstein czy Lizzy Sobek, a nawet Nap z „Nie odpuszczaj”.

Przykra jest tylko niekonsekwencja polskiego tłumaczenia – kiedy Hester odbiera telefon słowem „Mów” i na zdziwienie Simona tłumaczy, że jej znajomy tak odbiera telefony – jestem pewna, że chodziło o Wina i jego słynne „Articulate” czyli „Wysłów się”.

Nie zmienia to faktu, że Harlan Coben wciąż jest w świetnej formie pisarskiej, a „O krok za daleko” czyta się z przyjemnością.