„Niewinny” Graham Moore
Jeśli nagrodzony Oscarem scenarzysta pisze książkę, spodziewamy się po niej naprawdę dużo. Jakkolwiek pomysł Moore miał naprawdę dobry, nie stworzył z niego porywającej powieści.
W 2009 roku w Los Angeles odbył się proces Bobby’ego Nocka, oskarżonego o zamordowanie swojej uczennicy. W trakcie śledztwa okazało się, że nauczyciel miał romans z piętnastoletnią Jessicą. Z dwunastu ławników tylko Maya Seale miała wątpliwości. Podczas obrad przekonała pozostałych do uznania Bobby’ego niewinnym. Odcięci od świata zewnętrznego ławnicy nie mieli pojęcia o tym, że cały kraj był przekonany o winie nauczyciela; po ogłoszeniu wyroku rozpętało się piekło.
Dziesięć lat później jeden z ławników, Rick proponuje wszystkim spotkanie. Twierdzi, że posiada informacje, które mogą rzucić nowe światło na sprawę. Maya niechętnie zgadza się przyjechać do hotelu. Tego samego dnia Rick zostaje znaleziony martwy, a podejrzenia padają na Mayę – nie dość, że mężczyzna mógł udowodnić, że się myliła i puściła mordercę wolno, to w trakcie procesu mieli romans.
O ile cała koncepcja jest dobra i przemyślana, akcja wlecze się i ciężko się wciągnąć. Przez połowę książki dzieje się niewiele – Graham miał ambicję nakreślenia portretów psychologicznych całej dwunastki – podobnie, jak u Agathy Christie Orient Ekspressem podróżowało dwunastu podejrzanych: wyrazistych, niejednoznacznych bohaterów, których pamięta się po latach. Tu pod koniec książki ciężko sobie przypomnieć, kto był kim.
Zakończenie rekompensuje przydługą treść, ale nie mogę się oprzeć wrażeniu, że gdyby skrócić ją o połowę, powieść tylko by zyskała.
You must be logged in to post a comment.