20 kwietnia 2016 - Natasza Socha   

„Maminsynek” Natasza Socha

maminsynekTrudno jest być z facetem, gdy o jego względy musisz rywalizować z jego matką. Przypadek Leandra jest najlepszym na to dowodem. Leander w momencie narodzin stał się sensem życia Matki. Stworzyła mu bezpieczny Dom, pełen ciepła i miłości, pachnący własnoręcznie pieczonym chlebem. Leander od zawsze wiedział, że dla Matki jest najważniejszy – dlatego nie widział nic dziwnego w tym, że pierwszy tydzień jego nauki w szkole Matka koczowała na drzewie, podglądając go przez okno w klasie, że do trzynastego roku życia spali razem w jednym łóżku, że pojechała na studencki wypad, żeby być przy nim, gdy spędził pierwszą noc z dziewczyną… Leander spotkał Amelię jako prawie czterdziestoletni facet, któremu Matka całuje „nóżki śmierduszki” po obudzeniu…

Amelia była zauroczona nowo poznanym mężczyzną – był przystojny, szarmancki, inteligentny. Dopiero po jakimś czasie zaczęła zauważać jego niepokojąco mocną więź z Matką – fakt, że nie mógł przyjść na kolację, bo musiał z Matką obserwować Kota (był dziwnie osowiały), to, że na imprezę firmową zaprosił i ją, i Matkę, że wakacje też spędzili wspólnie… Matka nie tolerowała innej kobiety w życiu syna. Dawała Amelii do zrozumienia, że nie ma szans. Jednak Amelia nade wszystko postanowiła, że zdobędzie Leandra, delikatnie odrywając go od matczynego łona…

Powieść jest przezabawna. Pisana z perspektywy obojga – najpierw Leandra, który z całkowitą powagą wspomina wszystkie poświęcenia i  rytuały Matki, opowiada o swoich byłych, które nie potrafiły zrozumieć ich relacji i tego, że Matka jest i będzie najważniejsza. Potem autorka oddaje głos Amelii, która z całkowitą szczerością opisuje absurdy życia z Leandrem i jego Matką, okraszając swe wywody co jakiś czas soczystym przekleństwem. Narracja tych dwóch części jest tak odmienna, że skłonna byłam założyć, że pisały ją dwie różne osoby – brawo dla autorki. I chociaż postaci są mocno przerysowane (mam nadzieję  -przynajmniej ja nigdy aż takiego „Leandra” nie spotkałam) to całość jest bardzo ciekawa i szybko się czyta. Gorąco polecam, zwłaszcza, że Natasza Socha zaskakuje do ostatniej strony – dosłownie do ostatniej.