16 kwietnia 2019 - Ruth Ware   

„Dziewczyna z kabiny nr 10” Ruth Ware

Po świetnym debiucie Ruth Ware długo kazała czekać na następną książkę. Z całą pewnością „Dziewczyna…” jest tego czekania warta.

Po raz drugi autorka umieszcza swoich bohaterów w miejscu odciętym od świata. Tym razem jest to luksusowy statek wycieczkowy. Dziennikarka Lo ma za zadanie opisać rejs Aurory Borealis. Na pokładzie znajdują się bogaci i wpływowi ludzie, więc dla dziewczyny jest to szansa na zaistnienie w świecie mediów.

Najbardziej niezwykła jest zbrodnia, której w zasadzie… nie ma. Pierwszej nocy, po suto zakrapianej kolacji, Lo budzi krzyk z sąsiedniej kabiny, a następnie plusk wody, świadczący o wyrzuceniu za burtę czegoś ciężkiego. Widzi krew na barierce i jest pewna, że ktoś właśnie został zamordowany, ale… nikogo nie brakuje. Zaalarmowana załoga przeszukuje statek, jednak zarówno goście, jak i obsługa są w komplecie. Mimo to Lo jest pewna, że była świadkiem zabójstwa. Przed pierwszą kolacją pożyczyła tusz do rzęs od dziewczyny z kabiny numer dziesięć. Kabiny, która – według obsługi –  stoi pusta…

Umieszczenie akcji na statku bez dostępu do internetu i łączności telefonicznej było doskonałym pomysłem. Osoby odizolowane od świata zewnętrznego zachowują się inaczej, postępują według instynktów, bardziej wyczuwają zagrożenie. Historia Lo jest o tyle dramatyczna, że nikt jej nie wierzy, jest uznawana za histeryczkę, a jednocześnie otrzymuje dyskretne, zawoalowane groźby, świadczące o słuszności jej podejrzeń. Nie wie, komu ufać, gdyż – jak niemal zawsze – na jaw wychodzą sekrety i kłamstwa kolejnych pasażerów.

„Dziewczyna z kabiny nr 10” jest świetnie napisana. Angażuje uwagę czytelnika już od pierwszych rozdziałach. Nie ma tu miejsca na tzw. „rozkręcenie akcji” – od samego początku brawurowo prowadzona, dynamiczne zmierza do świetnego, zaskakującego finału.

Majstersztyk.