„W błogiej nieświadomości” JP Delaney
Pete to wzorowy ojciec. Po redukcji etatów w pracy, postanowił zostać freelancerem i „tatą na pełny etat”. Ich synek Theo to wulkan energii, mimo, że początkowo lekarze nie dawali mu dużych szans na przeżycie. Urodzony przed terminem, spędził pierwsze miesiące życia w szpitalu.
Po ponad dwóch latach w domu Pete’a i Maddie pojawia się mężczyzna, który twierdzi, że w szpitalu doszło do zamiany i Theo jest jego synem. Rodzice, po pierwszym szoku postanawiają podjąć wspólną decyzję o dalszych losach swoich dzieci. Pierwsze, pełne życzliwości spotkania szybko wymykają się spod kontroli, Miles zaczyna przekraczać ustalone granice, a wkrótce okazuje się, że nie cofnie się przed niczym, żeby osiągnąć cel.
JP Delaney wykorzystuje popularny temat zamiany dzieci, próbując odpowiedzieć na pytanie, co jest ważniejsze: geny czy wychowanie. W tym wszystkim dochodzą kwestie prawne i bezradność pary przeciętnych ludzi w zderzeniu z systemem. Niewątpliwie irytująca i mało wiarygodna jest w tym wszystkim matka Theo, Maddie, która angażuje się w całą sytuację bardziej ze względu na męża – kilkukrotnie wyznaje, jak bardzo kocha Theo i Davida, ale niewiele z tego wynika. Jeśli nawet stara się rozwiązać problem z prawnikami, to z synkiem spędza minimum czasu – woli napić się wina niż poczytać mu przed snem.
Ostateczne wyjaśnienie jak doszło do zamiany też nie do końca mnie przekonuje.
Nie ma już chyba książki, w której nie znajdą się błędy (jakość nie podąża za ilością wydawanych książek) – informacja, że poród zaczął się w dwudziestym dziewiątym MIESIĄCU ciąży – biedna Lucy!
Podsumowując – „Lokatorka” pozostaje numerem jeden, chociaż autor potrafi zbudować i utrzymać napięcie – tu jednak zabrakło petardy i wyrazistej puenty.
You must be logged in to post a comment.